artykuły

Skąd wzięły się otwory w murze gostyńskiej fary?

W trakcie wędrówek po różnych rejonach Polski, zwiedzając stare kościoły, być może zauważyli Państwo na ich ceglanych lub kamiennych elewacjach dziwne otwory. Występują one w dolnych partiach murów, zazwyczaj w pewnych zgrupowaniach, niekiedy w towarzystwie rytych napisów. Taki przypadek ma również miejsce w gostyńskiej farze. Nasuwa się zatem pytanie – skąd się one wzięły?     Według najbarwniejszych wersji wydarzeń miałyby to być ślady prastarych praktyk pokutnych, polegających na wierceniu palcem zagłębień w ścianie obiektu sakralnego, do krwi i do kości, dla odkupienia bólem grzechu cudzołóstwa.


Obmowa, kłamstwo, krzywoprzysięstwo wymagały rzekomo użycia w tym celu grzesznego języka! Mniej fantastyczna teza, mająca pewne uzasadnienie w nowożytnej obrzędowości ludowej, głosi, że otworki powstały w wyniku pozyskiwania „święconego: pyłu ceglanego, podawanego z paszą choremu bydłu jako środek leczniczy.
Skromna literatura naukowa rozważa trzy inne możliwości ich genezy, wiążąc je ze znakowaniem surowej cegły przez wytwórcę, z ubytkami w substancji kościołów spowodowanymi ostrzałem z broni palnej w czasie działań wojennych i wreszcie z nieceniem „świętego” ognia za pomocą tzw. świdra ogniowego. Do wspomnianej literatury niełatwo jednak dotrzeć, stąd też stan wiedzy na ten temat jest niezwykle mizerny.
Warto przypomnieć, że ów problem dostrzeżono w latach osiemdziesiątych XX wieku. Dokonali tego wielkopolscy regionaliści i niemieccy historycy. W latach pięćdziesiątych wieku XX do nierozstrzygniętej sprawy powrócił poznański etnograf T. Wróblewski. Jego śladem podążył później historyk warszawski J. Tyszkiewicz. Zagadki jednak nie rozwiązano. Szereg szczegółowych pytań pozostało bez jednoznacznej odpowiedzi.
Według dawnych spostrzeżeń oraz ostatnich badań Jerzego Fogla interesujące nas otworki kościelne występują m.in. w Poznaniu, Pobiedziskach, Śremie, Środzie, Szamotułach, Łeknie, Rogoźnie, Bydgoszczy, Żarach, Lubiążu. Wiadomo także o ich istnieniu na Warmii, a poza Polską na Pomorzu Zaodrzańskim, wyspie Rugii, Dolnej Saksonii, a nawet południowej Szwecji.
Liczebność otworków na ścianach pojedynczego kościoła jest bardzo różna. Waha się od kilku zagłębień do zazwyczaj kilkuset (np. Poznań-Głuszyna – 7, Śrem – 14, Rogoźno – 308). Wyjątkowo jest ich kilka tysięcy (np. Pobiedziska – ok. 3200). Oczywiście, pierwotna liczebność otworków mogła być większa od dzisiejszej. Część bowiem zapewne skrył nałożony na mur tynk; inne znikły w trakcie napraw ścian.
Przypadek gostyńskiej fary wykazuje istnienie ponad 200 otworów, występujących przede wszystkim w ścianie południowej. Niewielka ich liczba znajduje się na ścianie wschodniej. Otworki rozmieszczone są nierównomiernie, przeważnie w zasięgu wzroku, średnio na wysokościach około 1-1,5 m nad ziemią, choć spotyka się je również na wysokości około 60-70 cm, a nawet 1,60 m. Średnica ich wynosi na ogół 15-25 mm. Spotykamy także mniejsze – około 10 mm. Największe zmierzone dochodzą zaś do 60 mm średnicy. Głębokość otworów waha się między 10 a 30 mm.
Wiele otworów występuje pojedynczo, w większych odległościach od siebie. Część natomiast wykazuje wyraźne skupiska. Ich kształt jest z reguły półkolisty, miseczkowaty, rzadziej przybiera formę stożka ostrego, a wyjątkowo stożka ściętego. Pod lupą na ścianach otworków można zobaczyć dookolne, regularne ciągi żłobień, jakby ślady rotującego pełnym obrotem wiertła.
Właśnie bliższa analiza kształtów otworów naprowadziła badaczy na właściwy trop interpretacyjny. Jednoznacznie odrzucono możliwość wiązania otworków z praktykami pokutnymi z dwóch powodów: fizycznej niemożności wykonania ich jakąkolwiek częścią ludzkiego ciała oraz braku podobnych praktyk w wykazie kar kościelnych, stosowanych na przestrzeni dziejów. Przedstawionym faktom nie odpowiada też teza o ostrzale z broni palnej. Podobnie słabe uzasadnienie ma pogląd o magiczno-leczniczej proweniencji otworków. Zatem najbardziej wiarygodną wydaje się hipoteza o zastosowaniu tzw. świdra ogniowego w celach – jak podpowiada kontekst otworków – kultowych.
Eksperyment przeprowadzony niedawno w Instytucie Prahistorii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, w warunkach zbliżonych do rzeczywistych, z użyciem średniowiecznej cegły, w pełni tę hipotezę potwierdził. Niecenie ognia przy pomocy tego rodzaju świdra stosowano w Europie od środkowej epoki kamienia (około 7 tysięcy lat p.n.e.), po czasy niemal nam współczesne. Technika pozostawała ciągle taka sama – wiertło z twardego drewna (najlepiej gałęzi) obracało się w obu kierunkach na cięciwie prostego łuku, poruszanego tam i z powrotem. Tylny koniec wiertła, stożkowato zastrugany, opierano o stabilną płaszczyznę, najwygodniej pionową (stąd dobry był kościelny mur ceglany). Po kilku obrotach drążył on sobie tutaj otwór, dobrze go mocując. Przedni koniec wiertła wirował w podstawionej doń prostopadle, miękkiej deszczułce. Za jej pośrednictwem przyciskano całość urządzenia do muru, powodując jednocześnie wystąpienie pożądanego tarcia na styku deszczułki i obracającego się wiertła, i wywołanie efektu cieplnego. Po kilkunastu lub kilkudziesięciu sekundach przyłożony w tym miejscu łatwopalny materiał, czyli hubka (np. suchy mech, pakuły konopne) zajmował się płomieniem. Cel był osiągnięty!
Dyslokacja otworków na ścianie, w pionie, odpowiada zupełnie zasięgowi rąk człowieka – wiertacza znajdującego się przy niej w postawie wyprostowanej, pochylonej lub kucznej. Człowiek ów dobierał pozycję ciała i miejsce nawiertu najwygodniejsze dla siebie w realizacji zadania.
Nie ulega wątpliwości, że kult ognia był głęboko zakorzeniony w obrzędowości Słowian. Jak twierdzi J. Tyszkiewicz, „święty”, „żywy”, „boży”, „prawdziwy” ogień pełnił w pogańskim systemie wierzeniowym rolę substytutu życiodajnego słońca oraz atrybutu ważnych bóstw. Ze względu na sakralny charakter ognia stosowanego w dorocznych uroczystościach i obrzędach, niecono go starożytną, uświęconą wielowiekową tradycją techniką, to znaczy przez tarcie drewna. Z takim ogniem witano wiosnę, celebrowano dzień „sobótkowy”, obchodzono początek nowego roku. Najpóźniej w XVI wieku tradycje te znalazły poparcie w obrzędowości usankcjonowanej przez Kościół katolicki. Pogańskie uroczystości wiosenne z ogniem zastąpiła wielkosobotnia liturgia ognia. Święto Zmartwychwstania Chrystusa wchłonęło cechy przedchrześcijańskiego święta odradzającej się przyrody. Możliwe, iż sakralny ogień dobywano ze świątynnej ściany również na inne okazje, na przykład w Wigilię Bożego Narodzenia.

 

Tekst: Lech Męczarski     Foto: Robert Czub

wróć